wtorek, 26 maja 2020

Dzień Matki

Droga Mamo!
Dziękuję za każdy spędzony
wspólnie z Tobą dzień,
za pokazywanie mi świata,
za uczenie bycia odważnym,
wolnym i otwartym na innych.
Kocham Cię za wszystko
i na zawsze!



czwartek, 7 maja 2020

Życie jak pogoda

Byłem kiedyś młody, bogaty, elegancki, szarmancki. Jednak życie pisze różne scenariusze i w wieku obecnym moje życie jest biedne i pozbawione barw. Jestem jak pogoda - raz słońce, huragan, deszcz. Opowiem wam swoją historię w skrócie od młodych lat co przeżyłem, jak żyłem i co się ze mną stało.


Nazywam się Zenon Proksz, urodziłem się na Podkarpaciu. Moja matka Elżbieta była księgową z zawodu, jednak po urodzeniu ostatniego dziecka - czyli mnie - postanowiła zrezygnować z pracy i już zając się domem. Wiadomo było nas 5 + rodzice = 7 , daje do myślenia - ile to pracy! Matka była cierpliwa i miła, zawsze wysłuchiwała nas, pomagała w nauce, nigdy nie krzyczała - nawet jak powinna. Zmarła kiedy moja siostra (3 dziecko moich rodziców) wyszła za mąż. Tydzień po ślubie, mama zmarła - wszyscy przeżyliśmy jej śmierć, jednak życie biegnie dalej.


Ojciec mój Leszek Proksz, był inżynierem, nienawidził połowy wioski, w której mieszkaliśmy. Dlaczego? był strasznie opryskliwym człowiekiem, zadziornym, cwanym no i nie dawał sobie "w kaszę dmuchać" - mój wujek, jego brat był sołtysem - oboje ze sobą nie rozmawiali. Liczyła się tylko POZYCJA i kto ma więcej pieniędzy.
Po śmierci matki, ojciec nie za bardzo utrzymywał z nami kontakt. Mimo że ja zostałem w domu, w końcu byłem najmłodszy - mój kontakt z ojcem, był tylko wtedy jak przyszły święta i udawał jak bardzo mnie toleruje - nie byłem partią dla niego. Kiedy skończyłem 18 lat, tato zasugerował mi, żebym wziął się za siebie i się wyprowadził. Co miałem zrobić? Posłuchałem - spakowałem się i ze łzami w oczach, bez grosza przy duszy opuściłem rodzinny dom, wtedy po raz pierwszy wypowiedziałem słowa - "brakuje mi mojej mamy" - ale nie wskrzeszę jej z martwych. Odeszła i teraz ja muszę odejść ale z domu, nie ze świata.


Żyłem wszędzie, pod mostem, w śmietnikach. Aż trafiłem na bardzo dobrych ludzi - opowiedziałem swoją historię i postanowili podać mi dłoń. Zaoferowali mi pokój, wyżywienie i łazienkę. Było tylko jedna rzecz, którą musiałem spełnić - podjąć pracę. Także nie czekałem ani chwili, następnego dnia, zaraz po ogarnięciu się. Poszedłem szukać pracy - natrafiłem na drukarnie i od razu mnie przyjęli. Nowi "rodzice" - tak ich nazywałem - byli ze mnie bardzo dumni. Pomagałem im uprawiać rolę, w domu no i dawałem pieniądze, nie tylko na utrzymanie, ale też żeby mogli pożyć na stare lata. Jednak szczęście nie trwało zbyt długo - oboje mieli wypadek na polu i zmarli. Bałem się jak ognia, że teraz ich córka wyrzuci mnie z domu - tak się jednak nie stało, dalej miałem pokój. Jednak młoda kobieta nie gotowała mi, musiałem sam się nauczyć - a dla mnie to była katorga.


Minęły 3 lata i nawet nie uwierzycie, że właśnie córka moich nowych rodziców, została moją żoną. Pokochałem jej charyzmę i zapał do pracy. Katarzyna z zawodu była szwaczką, jednak osobą o wielkim i dobrym sercu. Długo musiałem się starać, żeby zwróciła na mnie uwagę, ale udało się - zyskałem piękną żonę. Nie okłamując, nie dodając jakieś 4-5 miesięcy po ślubie moja Kaśka zaszła w ciąże, co to za radość dla nas była ogromna.
Urodziła bliźnięta chłopca i dziewczynkę - to były urwisy, dały nam nieźle popalić, od razu pomyślałem sobie o swojej pierwszej siostrze, była taka sama - no ale co robiła? Gdzie mieszkała? Kontakt się urwał przez ojca - a mnie nie było stać, żeby się dowiedzieć.


Kiedy nasze bliźniaki skończyły 6 lat, urodził nam się syn - wtedy zakładałem swoją firmę. Bałem się jak cholera, ale moja żona zawsze stała za mną murem, miałem w niej oparcie dlatego założyłem stolarnię. Szło dobrze, przyszedł moment, że musiałem zatrudnić pracowników. Byliśmy naprawdę szczęśliwą rodziną.
No ale jak wspominałem, moje życie jest jak pogoda - żona zmarła, wtedy pękło mi serce, nie wiedziałem dlaczego Bóg odbiera mi osoby, które tak bardzo kocham i na które mogę liczyć. Zatrudniłem więc opiekunkę do dzieciaków, a sam musiałem zapierniczać w pracy, żeby było nam dobrze.


Pewnego wiosennego poranka dotarła do nas wieść, że mój ojciec zmarł - nie wiedziałem jakie odczuć reakcje, uczucia. Było mi to w prawdzie obojętne. Jednak dzieci namówiły mnie, żebyśmy jechali pożegnać się z ojcem i dziadkiem. Pojechaliśmy, zobaczyłem po tylu latach swoje rodzeństwo - wszyscy rozpłakaliśmy się i postanowili odnowić swój kontakt. Tragedia nas odsunęła, jednak druga tragedia przybliżyła. W rozmowie z rodzeństwem dowiedziałem się, że wszyscy mamy tego samego pecha, straciliśmy swoje drugie połówki i otaczających nas ludzi. Zostały nam tylko nasze pociechy i teraz my rodzeństwo.
Pogrzeb się skończył, i wszyscy wróciliśmy do swoich domów. W końcu przyszedł czas mówić "rodzinka w komplecie", może nie do końca no ale jednak. Spotykaliśmy się w każdą niedziele u kogoś innego na obiad i kawę. Urodziny spędzaliśmy wszyscy w domu rodzinnym, każdy z nas zadbał żeby salon wyglądał tak jak prowadziła go mama. Odnowiliśmy też kuchnia i łazienkę, jednak resztę zburzyli. Raz w miesiącu z każdy nas sprzątał dom mamy i dbał o niego.
Jednak sielanka w naszym życiu nie może trwać wiecznie. Najstarsza siostra z bratem zachorowali na raka, zmarli szybko do 2 miesięcy - bardzo cierpieliśmy, moje dzieci także pokochali swoje wujostwo. Zostaliśmy teraz w trzech z rodziny Proksz.


Nie zauważyłem, że czas płynie dzieci rosną ja się starzeje... Moja dwójka rodzeństwa się odizolowała, już nie chciała spotkań, ja tym bardziej nie miałem zamiaru się narzucać. Stwierdziłem, że życie jest bardzo niesprawiedliwe.
Bliźniaki się pożeniły i wyfrunęły z gniazda - córka pojechała z mężem za granicę do Szwecji. Urodziła 5tkę dzieci i przyjeżdżała mnie odwiedzić tylko na święta Bożego Narodzenia, wtedy była tutaj aż do nowego roku.
Zaś drugi bliźniak syn po ślubie z Olgą, wyprowadził się nad polskie morze. Częściej mnie odwiedzali - Wielkanoc, urodziny, Boże Narodzenie i Sylwester. Ale czułem się mimo to bardzo samotny.
Co z moim drugim synem? On miał charakter swojego dziadka, mojego ojca. Czysty ignorant, liczą się tylko pieniądze nic więcej.


Musiałem przyznać, że jestem już stary i czas oddać stolarnię któremuś z dzieci bądź sprzedać. Poczekałem na wszystkich do świąt Bożego Narodzenia, wtedy byliśmy wszyscy razem - zapytałem prosto z mostu "kto chce przejąć moją stolarnię i zostać nowym właścicielem?" - jednak żadne z moich dzieci nawet się nie zajękło. Powiedziałem więc tak "jeśli do roku nikt z was się nie zdecydują, firma idzie na sprzedaż".


Minął rok, spotkaliśmy się wszyscy ponownie w okolicznościach świąt Bożonarodzeniowych - zapytałem tylko, czy chcą firmę, nie chcieli - także ok, ja nikogo nie będę zmuszał prawda, postanowiłem wtedy że po nowym roku zacznę kroki sprzedaży stolarni. Chciałem iść już na spokojną emeryturę i żyć w sielance. Spędziłem z dziećmi i wnukami naprawdę super imprezę sylwestrową z grupą znajomych, masą alkoholu i DJ. Powiedziałem sobie - raz się żyję, muszę spróbować czegoś innego, niż tylko i wyłącznie tradycja.


Po nowym roku, wszedłem na stolarnię i obserwowałem pracowników, po czym zawołałem jednego z nich i zapronowałem mu sprzedaż firmy - on jednak odmówił - powiedział tak "przejmę firmę ale po twojej śmierci, wolę jak przepiszesz mi firmę, ale żeby prawnie było moja po śmierci prawdziwego właściciela" - byłem zadowolony i poszłem na ten układ. Wszystkie formalności załatwiliśmy u notariusza i prawnika. Byłem zadowolony, że mój dobytek, zostanie przekazany w dobre ręce. Jednak nie przychodziłem już do firmy, władzę sprawował Henryk Król, ja stwierdziłem że odtąd emeryturka.


Moja emeryturką trwała 5 miesięcy, później dowiedziałem się, że jestem chory na raka płuc - nie chciałem pomocy, tylko jak najszybciej spotkać się ze swoją żoną i przybranymi rodzicami, prawdziwą mamą i rodzeństwem. Nie zależało mi na spotkaniu ojca w zaświatach, nie po tym jakim był człowiekiem. Męczyłem się krótko - ponad 2 tygodnie, w dniu rocznicy ślubu odeszłem z tego świata i spotkałem się z żona.

wtorek, 14 kwietnia 2020

Z wroga do przyjaciółki.

Jestem Honorata Pawlik, zajmuję się domem i wychowaniem dzieci. Mam męża Damiana, który jest ode mnie 6 lat starszy, pracuje na utrzymanie naszej rodziny i zagwarantować nam dobrobyt. Moje córki to Aleksandra i Joanna, piękne bliźniaczki o dość wyrachowanym i trudnym charakterze. Z wyglądu podobne są do mnie, jednak temperament mają po swoim ojcu. Jesteśmy małżeństwem jakieś 13 lat. Kiedy się poznaliśmy, pracowałam jako sprzedawca w sklepie spożywczym, od razu wpadliśmy sobie w oko, po 5 latach spotykania się, w końcu wzieliśmy ślub, gdy urodziłam córki, mąż postanowił, że nie będę pracowała i zajmę się dziewczynkami.


Rodzina to był zawsze dla mnie priorytet, nie obchodziło mnie nic więcej, byłam zawsze perfekcjonistką musiałam wszystkim dokoła pokazać, że jestem najlepszą panią domu, najlepszą matką oraz najlepszą żoną. Nigdy nie wyobrażałam sobie takie sytuacji, żeby ktoś mi powiedział "hello kobieto, nie dajesz sobie rady" - to było dla mnie absolutnie niemożliwe. Moja mama Jadwiga była osobą, która w dupie miała czy się uczę, czy myję, odrabiam lekcję. Dla niej liczył się tylko seks z mężczyznami i hazard. Natomiast ojciec był alkoholikiem, zapił się na śmierć, kiedy miałam 11 lat. Powiem szczerze, nie płakałam ani razu kiedy był pogrzeb, kiedy matka leżała cała w spermie. Oni nigdy nie interesowali się mną, więc ja nie interesowałam się nimi. Dlatego postanowiłam dać sobie poprzeczkę wysoko, być lepsza niż moi rodzice.


Święta w naszej rodzinie zawsze były wyjątkowe, mąż ubierał choinkę, śpiewał kolędy, grał na skrzypcach i uczył śpiewu córki. Ja natomiast piekłam ciasta, ciasteczka, przygotowywałam potrawy i wystrój domu. Kiedy już następowały dni świąteczne, co rano o godzinie 10:00 byliśmy na Mszy Świętej w Kościele. Później jedliśmy świąteczny obiad i spędzali resztę dnia w gronie rodziny. Przyjeżdżali do nas rodzice i dziadkowie Damiana, dlatego otwieraliśmy prezenty dopiero wieczorem w dniu Bożego Narodzenia. W domu było czuć cynamonem i wypiekami. Babcia mojego męża - Elżbieta co roku przywoziła całej rodzinie swetry robione na drutach, bardzo cieszyły nas prezenty własnoręcznie zrobione, niż te kupne.


Tak na prawdę mijały lata, miesiące, tygodnie i wszystko było tak jak na początku, jak zawsze. Cudowny mąż, cudowna rodzina, dzieci. Nie spodziewałam się nigdy, że życie zmieni mi się o 180o.
Mój mąż często pracował, postanowiłam w końcu odwiedzić go w pracy. Pojechałam więc do firmy, w której pracował i dowiedziałam się od sekretarki firmy, że mój mąż Damian, wyszedł z pracy 2 godziny temu, to dlaczego mówił, że tak dużo musi pracować? Dobrze, pojechałam więc do domu, na podjeździe nie było samochodu. Zdziwiłam się cała tą sytuacją. Dziewczynki były w szkole, dzisiaj na obiad postanowiłam zrobić fast foodowe "żarcie" - czego nigdy, nie robię. Pojechałam w miasto. Kiedy zauważyłam w dobrej restauracji swojego męża w towarzystwie pięknej młodej, młodszej ode mnie kobiety. Szczerze powiedziawszy, bardzo zdziwiła mnie ta sytuacja, ale pomyślałam sobie, że może to jest kolacja służbowa - nie chciała, robić z siebie kretynki. Poszłam więc do pizzerii i zamówiłam pizzę z frytkami.


Po upływie 1,5 godziny córki wróciły do domu, a dosłownie za 18,5 minuty później wrócił Damian, przywitał się ze mną chłodno - chciałam zapytać go, o kobietę w restauracji, ale pomyślałam, że nie chce zaczynać tematu, póki nie mam żadnych dowodów. Zjedliśmy obiadek, wszyscy byli bardzo zadowoleni, że nie zrobiłam typowego obiadu, tylko coś innego. No i jak co dzień, posprzątałam po obiedzie, i pomogłam dziewczynką z lekcjami. Później zjedliśmy wszyscy deser i każdy miał czas dla siebie. Myślę sobie, w końcu pobędę z mężem, jednak ten chciał zając się ogrodem - na pierwszy rzut oka idealny mąż, jednak nie wszystko jest tak piękne jak to malują.


Po upływie tygodnia, nie dawało mi spokoju już nic, mąż był coraz zimniejszy w naszych stosunkach. Sądziłam, że to już nie praca, tylko faktycznie inna kobieta pojawiła się w jego życiu. Postanowiłam więc iść do biura detektywistycznego i śledzić męża. Nie musiałam długo czekać, po dosłownie 4 dniach, dostałam pierwsze zdjęcia męża z inną kobietą, tą samą, co widziałam wtedy w restauracji. Chciałam się dowiedzieć kim jest kobieta - dowiedziałam się, że jest menadżerem pub-u oraz kobietą młodszą ode mnie o 10lat. Bardzo się zaniepokoiłam, ale powiedziałam dość.


W ciągu miesiąca dostałam bardzo dużo dowodów zdrady, przez mojego Damiana. W końcu, nadszedł czas konfrontacji. Po kolacji postanowiłam porozmawiać z mężem poważnie - karty na stół - pokazałam mu zdjęcia i powiedziałam, że wiem, że ma kogoś innego i co zamierza z tym zrobić. Jednak mój mąż powiedział mi wprost, że chce - rozwodu.


Bardzo przeżyłam odejście męża, rozwód i zabieranie dzieci przez Damiana do nowego domu, gdzie był razem z kochanką. Nie mogę i bardzo nie potrafię pogodzić się z całą tą sytuacją, coraz częściej zaczynam otwierać butelkę wódki i robić sobie drinki. Noce są dla mnie straszne, dziewczynek nie ma w domu, tylko ze swoim ojcem. Ciężko zaglądam do kieliszka, dobrze że rozcieńczam z colą bądź sokiem, chociaż tyle. Wmawiam sobie, że nie mam żadnego problemu, no bo niby jaki?! Tak na prawdę jestem sama, matka przecież jest alkoholiczką - szybko bym się stoczyła.


Mijały tygodnie, miesiące, nie zdążyłam się zorientować, a mój mąż się ze mną rozwiódł i ponownie ożenił z nową kobietą - stało się! Moje córki miały - macochę. Ja niby ciągle jestem matką, no ale co z tego, nie mam pracy, ani męża - tylko wódkę! Postanowiłam w końcu zabrać się za siebie, było ciężko. Poszłam więc do pracy, zatrudniłam się w biurze podróży, zarabiałam nie okłamujmy się - najniższą krajową. Dobrze, że były mąż płaci alimenty na córki i na wszystkie ich potrzeby. Ja jedynie zarabiam na opłaty i na jedzenie. Jeśli chodzi o sprawy techniczne, dalej pomaga mi Damian - chociaż, jego pani tego nie chce - chcą zabrać mi córki... No i co wtedy? Będę musiała oddać mojemu EX dom... Nie tak się stać nie może! Od dzisiaj - nie piję!


Poznałam przystojnego mężczyznę - ma na imię Igor Kąsek, ma 45 lat i prowadzi własną restaurację - chyba trafiłam na swojego księcia na białym koniu.
Spotykamy się, jest dobrze - szarmancki, dowcipny, przystojny facet. Powiem, że do mojego byłego męża, to on nawet "podejść" nie może - takie CIACHO! Co tu dalej ukrywać, będę walczyć o niego jak lwica..


Z Igorem spotykamy się pół roku - przespaliśmy się, było super. Jest jedno ale, przyniósł alkohol, a ja nie chcę pić, ze względu na córki. Nie chcę, żeby były mąż odebrał mi córki. Jednak zgodziłam się na drinka - to był mój błąd.
Każdy weekend zaczynał się tak samo...kino, restauracja, drinki i seks. W niedzielę miewałam kaca! Żeby było mało, pewnej niedzieli przyjechał Damian, widział mnie na kacu, w negliżu i zagroził odebrania praw rodzicielskich!
Nie - ja nie mogłam na to pozwolić. Poszłam do męża i prosiłam, żeby tego nie zrobił - pogodziłam się nawet z jego nową żoną. Chcę ułożyć sobie życie, a mój nowy partner lubi co sobotę sobię - wypić. A może to nie jest dobra partia? Postanowiłam powiedzieć DOŚĆ.
Zadzwoniłam do kochanka i poprosiłam o spotkanie - powiedziałam, że córki są dla mnie najważniejsze, no i nie chcę spożywać alkoholu w sobotę. No i co się stało? Odszedł - zostawił mnie, poszedł w pizdu! Nawet dobrze, zobaczyłam na własne oczy jakim jest człowiekiem.


Uwielbiam żyć swoimi problamami - mówiąć ironicznie - kurwa mać! Jestem z tym kretynem w ciąży i co teraz...... Zrobiłam to czego się balam... w środku dnia schalałam się jak świnia wódką - nie odebrałam dziewczynek ze szkoły. EX wszedł do domu i zobaczył mnie w żałosnym stanie. Nad ranem obudziłam się w domu mojego byłego męża - czułam się jak śmieć. Powiedziałam o dziecku i jak zachował się Igor. Wtedy nie spodziewałam się, że mój wróg - żona, mojego byłego mężą, wyciągnie do mnie rękę. Byłam jej bardzo wdzięczna. Kiedy oni zajmowali się dziewczynkami, ja byłam na odwyku, jednak przed końcem pierwszego trymestru ciąży - poroniłam. Nie odczuwałam bólu....
Wyszłam z odwyku i dobiłam umowy z Damianem. On sprzedał dom i oddał mi wszystkie pieniądzę - kupiłam duże mieszkanie i wprowadziłam się z córkami. Katarzyna zaś - żona Damiania - była moją przyjaciółką. Jednak życie jest dziwne, jeszcze na początku ich romansu myślałam, że życie się skończyło, teraz wiem że żyje!

_____________
Cieszę się, że udało mi się zaraz po świętach skończyć opowiadanko i udostępnić! Jestem z siebie mega dumna. Mam nadzieję, że wszystkim z was święta minęły w spokoju i radości. ALLELUJA! 😘

AAaa, mam nadzieję, że spodoba wam się napisanie opowiadania, w takiej formie co teraz czytacie! Bardzo mi się spodobała - i lepiej mi się pisało he he…
Miłego czytania! 😍



Pozdrawiam, Zakłamane Oblicza Życia.!

niedziela, 12 kwietnia 2020

Wielkanoc w czasach epidemi.

Kochani, życzę wszystkim w tych trudnych czasach dla nas wszystkich Wesołych, spokojnych Świąt Wielkanocnych!! 
Wiadomo w tym roku Wielkanoc nie będzie wyglądała jak co roku, ale nie poddawajmy się!! 
Musimy przetrwać ten czas, aż wszystko wróci do normy. 
Rodzina jest ważna, ale zostańcie w swoich domach i przede wszystkim spędzajcie czas w gronie domowników i cieszcie się świętami mimo wszystko!! 
Smacznego jajka kochani. 

Wesołych Świąt Wielkanocnych!
Zostańcie w domach!

Pozdrawiam, zakłamane oblicza życia! 😘😘


wtorek, 24 marca 2020

Syn o dwóch twarzach.

Zapadła noc, w mieszkaniu cisza, mąż z dziećmi śpią. Magdalena, w końcu mogła położyć się do łóżka i iść spać, jednak na to się nie zapowiadało. Zadzwonił telefon, kobieta odebrała.
- hallo, Magda?!
- co się stało, jest 1 w nocy?
- przyjedź do mnie, zostań ze mną, proszę. - roztrzęsiona siostra.
- ale co się stało? - w tym momecie Magda usłyszała tylko trzask i przerwanie rozmowy.
Zdenerwowana, pobiegła do męża.
- Krystian !!!
- Co jest? - wybudzony mąż.
- Ali się coś stalo! Zadzwoniła, że mam przyjechać, uslyszałam trzask i koniec rozmowy.
- Spokojnie, na pewno jest dobrze, zadzwoń do jej syna. - uspokaja mąż.
- masz racje !



Magdalena łapie za telefon i dzwoni do siostrzeńca, jednak ten nie odbiera.
- no i co?? co??? nie odbiera....
- Spokojnie, na pewno jest w domu, jutro z rana zaraz do nich przedzwonimy i ewentualnie pojedziesz na parę dni.
Uspokojone małżeństwo zaraz kładzie się spać..



- Hallo ? Ala ?
- nie ciociu, to ja Antek. Mama śpi - mówi spokojnym głosem siostrzeniec.
- Co jest z Alą? Wczoraj w nocy dzwoniła do mnie. Słyszałam jakiś trzask i urwanie sygnału. Powiem szczerze, że zaniepokoiła mnie ta sytuacja i w dodatku ty nie odebrałeś telefonu. - roztrzęsiona.
- ciocia spokojnie. Mama po prostu ma problem z alkoholem.
- Co?
- no tak, nie chciałem nikomu o tym mówić, wybacz.
- Przyjeżdżam dzisiaj do was na jakiś czas, zaopiekuję się twoją mamą. - stanowczo.
- ale nie trzeba, daję radę.
- Wykluczone! Przyjeżdżam . Pa - kończy rozmowę.



Magdalena wchodzi do mieszkania siostry, wszędzie widzi porozrzucane ubrania, nieumyte naczynia i śpiącą siostrę.
- ciociu zostaw
- No ale, widzisz jak te mieszkanie wygląda? Jak w chlewie! - oburzona.
- tak, wiem jak to wszystko wygląda. Ale zauważ, że ja chodzę do szkoły tak, pracuję, żeby ten dom utrzymać, bo matka moja chleje.
- Ok, jak długo to trwa???? - dopytuje.
- od dłuższego czasu....
- Jaki jest powód? - niedowierza.
- powód? a skąd ja to mogę wiedzieć. - zdenerwowany, trzaska drzwiami i wychodzi z mieszkania. W tym samym czasie budzi się Ala.
- Co ty do diabła robisz?
- ale o co ci chodzi? - zaspana.
- Dlaczego nadużywasz alkoholu, co? No jak ty wyglądasz kobieto!!! - krzyczy.
- nie piję alkoholu, nie jestem alkoholiczką.
- No tak właśnie mówi osoba z uzależnieniem. Idź po prysznic, ja ogarnę dom i ugotuje obiad.



Mijają dni, w domu wygląda na spokojnie, Magda nie rozumie całej tej sytuacji.
- Co tu jest grane?
- to znaczy? - pyta siostrzeniec.
- Nie rób ze mnie debilki. Mówisz, że twoja mama jest alkoholikiem. A odkąd tutaj jestem dom jest posprzątany, ugotowany obiad i moja siostra jest normalna. - zdziwiona.
- ach ciociu, trik alkoholika.
- Jakoś w to nie wierzę.
Do kuchni wchodzi radosna i pełna życia Ala.
- co wam przygotować na śniadanie?
- idę do szkoły, cześć - Antek szybko wychodzi z domu.
- O co tutaj chodzi?
- nie rozumiem? - mówi Ala.
- Podobno piłaś, a zachowujesz się normalnie.
- mówię ci kolejny raz, nie jestem alkoholiczką.
- No to co się kurwa tutaj dzieje w tej chałupie ? - zdenerwowana Magdalena.



Kobieta odczekała jeszcze dwa dni, spakowała się i bez pożegnania wróciła do swojego domu. Przez całą drogę nie rozumiała, o co naprawdę chodzi, co jest nie tak. Weszła do domu, już w progu czekał na nią mąż.
- no i powiedź żono, co ciekawego się dowiedziałaś? - ironicznie.
- Ani mnie nie denerwuj, to jest jakaś chora sytuacja.
- nie rozumiem, możesz wyjaśnić? - zainteresowany, siada na fotelu i słucha uważnie.
- Wyobraź sobie... w nocy telefon że mam przyjechać... nad ranem Antek, że wszystko gra. Jak już tam jest to jest syf i alkoholizm... jednak cały mój pobyt rozgrywał się w spokoju i czystości - gestykuluje - Wyobraź sobie, ja tam nie widziałam alkoholizmu. Jednak Antek był jakiś dziwny, a moja siostra jakby nic się nigdy nie stało, przepraszam ale nie rozumiem nic z tego. - siada na kanapie.
- no teraz ci powiem, że naprawdę to dziwna sytuacja.



Jednak nie trzeba było długo czekać, wszystko się powtórzyło, znowu noc i telefon od Ali. Jednak tym razem siostra nie odebrała, olała telefon i poszła spać. Rankiem odczytała pocztę głosową.
" Magda słuchaj, ja tak dalej nie potrafię, ratuj mnie. Nie radzę sobie z tą sytuację. Proszę pomóż mi, nie dzwoń do Antka błagam, nie informuj go o telefonie. Zaufaj mi....."
- Rozumiesz coś z tego? - mówi do męża.
- szczerze? Nie, ale wydaje mi się, że powinnaś zaufać swojej siostrze. Myślę, że ona jednak nie okłamała cię w sprawie alkoholu, tu chodzi o jej syna. Jedź tam i zobaczysz jaka jest prawda.
- Masz rację kochanie. - kobieta wychodzi z domu i wsiada do samochodu.



Jadąc do siostry myślała tylko o jednym, co jest prawdą, a co kłamstwem. Już nie wiedziała kto mówi prawdę, a kto robi z niej błazna. Pamiętała co mówiła siostra, Antek miał o niczym nie wiedzieć. Także, zostawiła samochód pod sklepem i wyszła z samochodu. Przeszła pare domów, aż doszła do domu siostry. Weszła na schody, drzwi były uchylone i usłyszała rozmowę siostry z Antkiem.
- a ty głupia krowo, dawaj kasę, co ty sobie myślisz! - uderza matkę w twarz. - No dawaj dziwko! - bije matkę z pięści i zaczyna kopać. - Nikt ci nie pomoże, zrobiłem z ciebie alkoholiczkę. A jak znowu do domu wezwiesz swoją głupią siostrę, to już cię nie nafaszeruję tabletkami, tylko trafisz na OIOM. Rozumiesz? - kopie raz jeszcze matkę w czaszkę i wychodzi.
Magdalena wbiega do domu i obejmuje siostrę.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? jak on może cię tak traktować. - kobieta dzwoni na policję i po karetkę.
- wstydziłam się, sąsiedzi mają dobre dzieci, ty również idealny mąż, dzieci... Mój mąż lata wstecz mnie zostawił jak dowiedział się o ciąży, nienawidził dzieci. Antek był naprawdę dobrym dzieckiem... - zaczyna szlochać - Pewnego dnia wrócił do domu z dyskoteki, poplamiony spermą.... - szlocha. - Zgwałcił mnie, pobił i zabrał moje pieniądze.. Od tamtego czasu jak żadna dziewczyna nie da mu się, gwałci mnie, zakrywa mi głowę poduszką i gwałci... Bije i obraża. Stał się potworem, którego nie poznaje... Był taki dobry, kochał życie... Teraz jest szatanem w ciele młodego czlowieka.... - szlocha.
Do domu wchodzi policja kobieta raz jeszcze opowiada historię, która jej się zdarzyła. Madalena również sklada zeznania obciążające swojego siostrzeńca.



Minął rok po całym zajściu. Magdalena znowu zajmuje się swoją rodziną i cieszą się życiem. Antek przebywa w zakładzie karnym dla małoletnich i wcale nie stosuje się do panujących tam zasad. Od początku pobytu zamknięty jest w izolatce, uznany jako "niebezpieczny". Natomiast Ala postanowiła przestać przejmować się zdemoralizowanym synem i zacząć żyć. Poznała więc 7 lat starszego od siebie Waldemara Koczorkiewskiego, mężczyzna o bladej cerze, umięśniony, krzaczastych brwiach i ostrych zarysach twarzy. Przedstawia się jako poważny przedsiębiorca, jednak kobieta nie jest ufna. Postanawia jednak spotykać się z poznanym mężczyzną.

piątek, 14 lutego 2020

Walentynki 2020

Z Okazji Świętego Walentego ! 
Życzę wszystkim zakochanym,
dużo miłości,
szczęścia,
radości z życia,
żeby wasza miłość nigdy was nie opuściła.
Ja wasza autorka opowiadań, chcę żeby każdy z was
miał swoją największą miłość życia.


Przyznam się, że ja swoją miłość mam - jest to mój mąż,
w tym miesiącu LUTY, będziemy obchodzić swoją PIERWSZĄ 
ROCZNICĘ ŚLUBU! 
A żeby było mało, noszę pod serduszkiem swoją drugą miłość.
Dziecko - to największy skarb, który może przytrafić 
się w małżeństwie. 

Życzę szczęśliwych WALENTYNEK ! 

Pozdrawiam, Zakłamane Oblicza Życia! 



środa, 1 stycznia 2020

Nowy Lepszy 2020 Rok !

W 2020 roku idź do przodu krok po kroku
niechaj fiskus cię nie dręczy,
niech komornik cię nie męczy,
niech rodzina żyje w kupie,
resztę miej głęboko w ... nosie!